Europejska ofensywa: Airbus kontra Amerykanie
Trwa wyścig po polskie miliardy na zbrojenia. W tym roku rozstrzygnięty ma być jeden z kluczowych przetargów, na 70 helikopterów wielozadaniowych, w ślad za nim na 30 maszyn szturmowych. Miniony tydzień dał rzadką szansę spotkania w Warszawie szefów najpotężniejszej europejskiej grupy firm lotniczo-obronnych. Prezesi Airbus Group, Airbus Helicopters i kilku innych firm grupy przylecieli wspierać europejskie oferty – i zachęcać Polskę, by wybierając je – włączyła się szerzej do skonsolidowanego w dużym stopniu na kontynencie przemysłu lotniczo-obronno-kosmicznego. Oto zapis mojej rozmowy z prezesem i CEO Airbus Group, Tomem Endersem, o przetargach zbrojeniowych, miejscu Polski w Europie i potrzebie strategicznego partnerstwa z … Ameryką.
M.Ś.: Panie prezesie, Airbus Group jest w Polsce oczywiście obecna od wielu lat, teraz przyjeżdżacie promować swoje oferty w nowych przetargach, ale od około dekady prowadzicie współpracę z sektorem lotniczo-obronnym w Polsce. Jak zmienił się on przez te lata i jaki jest jego potencjał dziś?
Tom Enders: Powiedziałbym, że Polska jest dzisiaj w naszej ocenie bardzo dobrze przygotowana do odegrania większej roli w świecie przemysłu lotniczego czy lotniczo-obronnego. Mam tutaj wysoko wyspecjalizowaną bazę produkcyjną w ramach grupy, nabraliśmy bardzo wielu dobrych doświadczeń, jak wiadomo w latach 2000-2001 wygraliśmy już duży przetarg na samoloty transportowe CASA, przejęliśmy wtedy większościowe udziały w jednej z tutejszych firm (PZL Warszawa-Okęcie, przyp.aut.), rozwinęliśmy ją całkiem solidnie: zatrudnienie wzrosło o 60% w ostatnich czterech latach, ponieważ zaczęło się to wszystko jako zobowiązanie offsetowe – żeby uruchomić produkcję, ale potem zdaliśmy sobie sprawę, że ta firma jest w stanie robić więcej, że ma wyspecjalizowane kadry, że może też pracować dla naszego działu samolotów pasażerskich, który stanowi 2/3 całej grupy Airbus i ciągle szybko rośnie. Inne firmy też tu trafiały, amerykańskie i europejskie, zakorzeniły się tutaj, przyniosły swoje technologie, przyniosły zatrudnienie – po latach możemy więc powiedzieć, że teraz w 2015 jest bardzo solidna podstawa żeby robić w Polsce więcej w lotnictwie, przemyśle kosmicznym – dlaczego nie, i oczywiście w zbrojeniówce. To daje nam poczucie wiary że taka grupa jak nasza, również z punktu widzenia europejskiej geografii, powinna mieć lepsze oparcie w polskim przemyśle – nie tylko przez sprzedaż produktów – ale związek z przemysłem, bo są tu bardzo dobrzy ludzie, relatywnie konkurencyjną strukturę kosztów, w porównaniu z wysoko-kosztowymi krajami jak Niemcy czy Francja, jest tu innowacyjne środowisko, baza naukowo-rozwojowa, uczelnie, start-upy, więc to wszystko prowadzi o oceny, że nasza grupa musi być w Polsce obecna. Jeśli chodzi o te wielkie przetargi, jak ten w sprawie helikopterów transportowych czy szturmowych, to są zawsze możliwości i szanse, działają jak katalizatory dla budowania związków przemysłowych, zwiększania aktywności, szukania dostawców itd. To robiliśmy już w przeszłości w Polsce – PZL był tego przykładem, robiliśmy to w innych krajach i z pewnością chcemy tutaj robić więcej.
Ale by w pełni wykorzystać potencjał tych przetargów, powinniście mieć w Polsce fabrykę. Wasi obaj konkurenci (w przetargu helikopterowym, przyp.aut) mają już w Polsce swoje wytwórnie, w przypadku Airbus Helicopters tak nie jest. Jak zamierzacie wyrównać ten brak, żeby im dorównać?
Przewidujemy znaczące zwiększenie obecności grupy Airbus w Polsce. Inni mają może większe przedsięwzięcia w Polsce – i one pozostaną. My dostarczymy coś więcej, linię końcowego montażu, współpracę badawczo-rozwojową, produkcję helikopterów na dużą skalę, poza to, co zamówią u nas polskie władze, jeśli zamówią. Więc proponujemy coś dodatkowego i sądzę, że to atrakcyjna propozycja. I tak jak wspomniałem na wcześniejszym przykładzie – w PZL zaczęliśmy od produkcji części i linii końcowego montażu samolotu transportowego. Wtedy nie było mowy o dostawach dla „dużego Airbusa”, dla działu samolotów pasażerskich. Dzisiaj tak się dzieje, PZL został dostawcą pierwszego stopnia dla działu samolotów pasażerskich, na pewno mona przewidywać, że można zrobić jeszcze więcej. Bo przecież mamy helikoptery, samoloty pasażerskie, mamy działalność obronno-kosmiczną, jak już wspomniałem na pewno istnieje potencjał w branży kosmicznej. To co wyróżnia nas spośród innych grup inwestujących tutaj to zakres naszego portfolio, jakie przynosimy z zamiarem rozwijania w Polsce.
Zaledwie wczoraj (wtorek) w Tuluzie odbyła się doroczna konferencja Airbusa, podsumowująca rok 2014, i ona była niezwykle optymistyczna. Pan jest szefem całej grupy i pewnie nie raz się Pan zastanawiał, które jej „ramię” jest ważniejsze – obronne czy cywilne? Zwłaszcza w sytuacji redukowanych od ponad dekady budżetów obronnych…
Naprawdę niezwykle się cieszymy, że mamy takie a nie inne portfolio. Tak jak mówiłem, samoloty pasażerskie tworzą nam dwie trzecie naszego biznesu i jego udział nadal szybko rośnie. Mamy biznes helikopterowy – będący numerem jeden lub dwa na świecie, więc też bardzo dobrze umiejscowiony. Jesteśmy też największą firmą zbrojeniową w Europie, wartą około 12 mld euro, mamy więcej zbrojeniówki niż jakakolwiek inna firma – nawet jeśli jest to płaski wykres jeśli chodzi o przychody, to nasza oferta dojrzałych i nowych platform stawia nas w bardzo dobrej pozycji, wymienię tylko A400M, nowy samolot transportowy. No i mamy bardzo obiecujący biznes kosmiczny, numer dwa na świecie jak mi się zdaje. Więc wszystko to daje nam dobrą pozycję, ale oczywiście większość wzrostu w tej chwili zapewniają samoloty pasażerskie. To się rzecz jasna może kiedyś zmienić. Naszym celem jako firmy lotniczo-kosmicznej, dostawcy platform, jest bycie numerem jeden lub numerem dwa na świecie, na wszystkich tych rynkach jakie obsługujemy. Jak było widać w Tuluzie, idziemy łeb w łeb z naszymi przyjaciółmi z Ameryki – czasami my prowadzimy, czasami oni – ale nie znaczy to, że rezygnujemy z pilnowania zbrojeń czy kosmosu i rzecz jasna helikopterów.
Wspomniał Pan Ameryce, przy okazji trzeba nadmienić, że tam w kwestii helikopterów zdobywacie grunt…
Słyszał Pan, prawda? (śmiech)
Więc jest ta oczywista rywalizacja, ale jest też partnerstwo – na pewno dyskutowane i negocjowane na poziomie transatlantyckim, wielkie partnerstwo, które prawdopodobnie zmieni obraz przemysłu i handlu na świecie. Co Pan sądzi o TTIP? (Transatlantic Trade and Investment Partnership, strategiczna umowa handlowo-przemysłowa UE i USA, przyp aut.)
Sądzę, że TTIP jest niezwykle istotne, nie tylko dla branży lotniczej, ale dla gospodarek po obu stronach Atlantyku. Nie ma wątpliwości, że jeśli TTIP wejdzie w życie, przyniesie dodatkowy wzrost po obu stronach Atlantyku. Bo co jest w tym ważne – jeśli spojrzymy na mapę świata – jest wiele wyzwań i zagrożeń. Potrzebujemy partnerów, a Amerykanie są dla nas partnerami od dawna, w zakresie bezpieczeństwa – pamiętamy czasy Zimnej Wojny, ale spójrzmy co się dzieje w Europie Wschodniej, na Ukrainie – to na pewno wzmacnia przekonanie o potrzebie silnego transatlantyckiego partnerstwa. Ale dziś nie ma ono polegać tylko na kwestiach wojskowych, na NATO, musi też polegać na współpracy gospodarczej. I wreszcie, tracimy przecież grunt na rzecz Azji. Nic na to nie poradzimy. I przy okazji, sprzyja to naszym gospodarkom. My na przykład niezwykle korzystamy na wzroście w Azji, na jej zapotrzebowaniu na samoloty. Ale jeśli my – społeczność transatlantycka, Europejczycy i Amerykanie, chcemy naprawdę mieć coś na poważnie do powiedzenia w kształtowaniu przyszłości świata i układu handlu w nim, lepiej zróbmy ten krok w kierunku TTIP, zanim inni zrobią to za nas. Amerykanie mają różne opcje. Równocześnie przecież pracują nad czymś po stronie Pacyfiku, co zrozumiałe. Ale jeśli my Europejczycy zmarnujemy tę szansę, żeby zawrzeć układ TTIP w najbliższej mam nadzieję przyszłości, popełnimy wielki strategiczny błąd, który zaszkodzi naszemu bezpieczeństwu i zaszkodzi rozwojowi gospodarczemu na długą metę.
To na koniec chciałbym – kontynuując ten wątek – spytać o nasz wybór. Jak Pan wie, nad Polską wisi teraz wielkie pytanie: z kim strategicznie powiązać nasz przemysł zbrojeniowy – z Ameryką czy z Europą. Jak sądzę, przyjechał Pan tu ze swoim przesłaniem w tej sprawie…
Ja sądzę, że Polska dokonała już wyboru i ten wybór jest dla mnie oczywisty – to jedno i drugie, Ameryka i Europa. Ale jeśli rozmawiamy o sektorze lotniczym, to w ciągu 25 lat po zakończeniu Zimnej Wojny przypominam sobie tylko jeden przetarg wygrany przez Europejczyków – na samoloty transportowe w roku 2000-20001, z czego zrodził się nasz biznes z PZL-em. Więc może nadszedł czas żebyśmy dostali szansę w szerszym sektorze lotniczym. Nie mam złudzeń i moją misją w Polsce nie jest odciąganie Was od współpracy z Amerykanami, apeluję jednak o równie silne partnerstwo i współpracę z Europejczykami, sąsiadami, co może według mnie dać Polsce wiele korzyści w Unii Europejskiej. Polska jest dziś silna, co najlepiej demonstruje chyba osoba Donalda Tuska na czele unijnej Rady – wszyscy sobie z tego zdają sprawę. A patrząc na mapę, mamy Francję, mamy Niemcy i mamy Polskę – to jest główna oś Unii Europejskiej, która zapewne zyska jeszcze na znaczeniu w przyszłości. Więc nie chodzi o wybór albo-albo, ale o to, by dać nam, Europejczykom, równe szanse na solidne partnerstwo z polskim przemysłem lotniczym, obronnym i kosmicznym.
Jarosław Lesner
rzeczywiście news,wydawało się że "pozamiatane" a tu okazuje sie że poważne propozycje i w zasadzie to teraz MON-owi należy współczuć z powodu "nadurodzaju" ciekawych ofert ;)
mswierczynski
MON ma wielki problem: 400 osób w IU nie jest w stanie sprostać kilku wielkim i kilkunastu-kilkudziesięciu mniejszym zamówieniom na raz. kłania się nie powołanie porządnego dyrektoriatu uzbrojenia
Jarosław Lesner
może wraz z nowym już zwiększonym budżetem na obronność i faktem że przyjęli za punk honoru wykorzystanie całego ,to możliwe ze zwiększą i w tym temacie swoje możliwości, co raczej wydaje się logiczne