Układ sił w Syrii po interwencji Zachodu
W igrzysku mocarstw wokół Syrii pomiędzy 7 i 14 kwietnia wygranych jest dwóch zawodników Trump i Assad – przegrany jeden Putin. Umiarkowana odpowiedź militarna USA pokazała, że za słowami idą czyny. Chociaż za impulsywnymi tweetami Trumpa nie poszły, aż tak ostre akcje vis–a–vis Rosji. Szczególnie sekretarz stanu Jim Mattis okazał się głosem rozsądku i figurą powściągającą amerykańską administrację.
Same uderzenia rakietowo-lotnicze dały niewielkie rezultaty. Zdolności Syrii do produkcji broni chemicznej właściwie nie zostały naruszone. Ponieważ w mieście Doumie żołnierze syryjscy najprawdopodobniej użyli chloru, a nie sarinu – ten drugi był wytwarzany w dużych ilościach przed 2013 r. Chlorowy gaz dużo łatwiej można wyprodukować, i zapewne jest to czynione w wielu miejscach na terenie Syrii.
W rezultacie Assad zwyciężył, ponieważ za niewielką cenę utraty kilku budynków, jego reżim przejął kontrolę nad miastem Douma, dzięki temu przygonił ostatnich rebeliantów, którzy kontrolowali strefę położoną blisko Damaszku. Zasadnicza kwestia polega na tym do jakiego stopnia odwet Zachodu odstraszy Assada od ponownego użycia broni chemicznej. W mojej opinii efekt będzie skuteczny, ale na krótki czas. Assad będzie bał się, że następna interwencja może być dużo bardziej dotkliwa. Jednak na dłuższy czas efekt będzie niewielki z powodu przekonania, że pamięć Ameryki będzie słabła oraz z powodu korzyści, jakie daje broń chemiczna (tego typu metody i środki mają bardzo wysoki współczynnik demoralizacji wśród rebeliantów i ostatecznie prowadzą do szybkich kapitulacji). Ponadto, zmusza to sojuszników Syrii do publicznego wspierania brutalnego reżimu np. przez Rosję.
W siedmiodniowym sparingu największy przegrany to Putin. Oficjele rosyjscy na początku kryzysu podnieśli wrzawę medialną, najdalej poszedł rosyjski ambasador w Libanie ostrzegający wprost wojska amerykańskie. Ostatecznie Rosjanie przerazili się, że mogą być zagonieni do narożnika i zaczęli tonować swoje wypowiedzi, na 72h przed atakiem wręcz zamilkli. W końcu sytuacja obnażyła brutalną prawdę – król jest nagi – Kreml nie jest w stanie odstraszyć Ameryki, aby zostawiła w spokoju jego sojusznika, co najwyżej może ograniczyć zakres uderzeń na wybrane cele. Oczywiście, Syria i jej przestarzała obrona powietrzna, dodajmy produkcji rosyjskiej, była całkowicie nieefektywna, aby móc się bronić. Prawdopodobnie nowoczesne systemy S-400 i Pancyr-S nie były aktywowane. Innymi słowy uderzenia rakietowe Zachodu ujawniły niewielkie wpływy Rosji na Bliskim Wschodzie. W tych okolicznościach Kreml bardziej dbał o własny wizerunek, kiedy w dziwnych komunikatach wyrażał, że syryjska obrona powietrzna rzekomo miała przechwycić prawie wszystkie rakiety amerykańskie.
W mojej opinii militarny blance of power okazuje się bardzo niekorzystny dla Rosji, Iranu i Syrii. W przeciągu kilku dni trzy zachodnie mocarstwa w tym jedno wielkości supermocarstwa były w stanie zgromadzić siły dużo potężniejsze od tego co Rosja próbuje zainstalować na Bliskim Wschodzie – od kilku lat. Wniosek, Federacja Rosyjska końca drugiej dekady XXI wieku to nie Związek Sowiecki z lat 70. zeszłego stulecia, który dysponował globalną siecią 27 sojuszników (nie licząc Układu Warszawskiego i Indii). W czasach zimnej wojny ZSRS mógł zbliżyć się do limitu amerykańskiej mocarstwowości prawie wszędzie na ziemi. Wówczas ani Izrael ani USA ani żadne postkolonialne imperium (Wielka Brytania lub Francja) nie mogło nawet rozważać, aby zaatakować Syrię – pomruk sowieckiego niedźwiedzia był otrzeźwiający. Oczywiście rosyjska armia jest obecnie silniejsza pod względem zdolności konwencjonalnych niż jeszcze kilka lat temu, i nawet przerasta innych adwersarzy, ale to nie zmienia faktu, że jest ona wciąż dużo słabsza od armii amerykańskiej.
Ci analitycy lub eksperci, którzy porównują ostatni kryzys na Bliskim Wschodzie do kryzysu kubańskiego z 1962 r. popełniają jak zwykle ten sam błąd, czyli definiują potęgę mocarstwa po rezultatach, a nie po układzie sił. Właściwie świat uniknął międzynarodowego kryzysu dzięki kombinacji dwóch czynników powściągliwości Ameryki i słabości Rosji. Gdyby Rosja miała taką dominację eskalacyjną jaką posiadał Związek Sowiecki Stany Zjednoczone ustąpiłyby, bo Syria nie ma strategicznego znaczenia dla Zachodu. Reszty dopełniły kanały militarne Waszyngton-Moskwa.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne samo uderzenie nie było szczególnie efektywne w porównaniu do deklarowanych celów vis–a–vis Syria, ale ma ono znaczenie pod względem zasygnalizowania amerykańskich intencji i zdolności w przyszłości (to jest ważne też dla bezpieczeństwa Polski). Główny problem jednak pozostaje nierozwiązany, to jest mało prawdopodobne, aby Assad był odstraszony od użycia broni chemicznej w przyszłości. Za klika miesięcy, być może za rok, powrócimy z powrotem do tego samego dylematu przed jakim stoimy obecnie.
Link: mil.link/pl/uklad-sil-w-syrii-po-interwencji-zachodu/
Krótki link: mil.link/i/wsyrii