W oczekiwaniu na kolejną odsłonę wielkiego spektaklu
Jak szeroko wieść niesie, najnowszy scenariusz spektaklu granego w bliskowschodnim teatrzyku działań wojennych miał zostać napisany tak, by zadowolić wszystkie strony. Zadowolony ma być prezydent Trump oraz premierzy May i Macron, gdyż zaprezentowali się jako twardzi politycy, którzy nie wahają się użyć opcji militarnej, by okiełznać mordercze zapędy bliskowschodniego dyktatora.
Zadowoleni są wojskowi sztabowcy, którzy mogli w realu rozegrać kolejną „grę wojenną”. Zadowoleni są producenci systemów uzbrojenia, które można będzie zaprezentować na targach jako „sprawdzone w boju”. Zadowoleni są Rosjanie, którzy mogli zareklamować swoje systemy plot jako skuteczne nawet, jeśli takie nie są i którym udało się wymusić ograniczony charakter zachodniej interwencji militarnej, by ta poważnie nie zagroziła ich klientowi. Podobno z bombardowań zadowolony jest nawet prezydent Asad, który spokojnym krokiem, niczym niezaniepokojony, przyszedł rano do pracy.
Gdyby tak było, jak chcą tego liczni polscy komentatorzy, to ograniczony „precyzyjny atak rakietowy” mógłby się stać wręcz idealnym sposobem rozwiązywania wielu politycznych sporów międzynarodowych. Jednak jeśli chce się zgłębić polityczną rzeczywistość, nie należy dawać się zwodzić licznym propagandowym gierkom przygotowanym na takie okazje. Warto także brać pod uwagę nie tylko materialny, ale symboliczny wymiar działań politycznych. W rzeczywistości bowiem stawka w tej grze jest większa niż życie i nie dotyczy ona wyłącznie kwestii przeżycia bliskowschodniej ludności, masakrowanej przez liczne oddziały zbrojne, zarówno te państwowe jak i subpaństwowe.
W państwach niedemokratycznych utrzymanie się przy władzy często oznacza jednocześnie utrzymanie się przy życiu i tak jest w krajach takich jak Syria, Iran czy Rosja. W państwach demokratycznych, gdzie utrata władzy rzadko wiąże się z utratą życia, stawką w grze są rozległe i zagmatwane interesy oraz wpływy bardzo wielu podmiotów. To czy reżim syryjski, irański czy rosyjski przetrwa, zależy od wielu czynników, a ich równowagę łatwo można naruszyć. Jak słusznie zauważa Artur Brzeskot w opracowaniu „Syryjska republika histerii” pozycja USA na Bliskim Wschodzie należy obecnie do najlepszych. Amerykanie nic tam już robić nie muszą. Nie oznacza to jednak, że nic tam robić nie chcą. Jest to kolejne miejsce, w którym mogą oni zaszkodzić władzom państw otwarcie im wrogim, takim właśnie jak Rosja i Iran, czemu zatem nie mieliby tego spróbować, tym bardziej, że koszt ewentualnych nieudanych działań (cokolwiek to znaczy) jest dla nich cały czas niezwykle niski.
Taki jest sens działań ekipy prezydenta Trumpa – Rosja oraz Iran muszą wciąż pamiętać, że USA będą zaangażowane w tym regionie niezależnie od składanych deklaracji. Zagazowanie ludności cywilnej w Doumie było otwartą prowokacją i kolejnym testem dla administracji prezydenta Trumpa i tego wyzwania nie mogła ona po prostu zignorować, tak jak robił to wielokrotnie poprzednik, prezydent Obama. Pracował tym samym na reputację słabego i chwiejnego lidera, który może być lekceważony – co w istocie się działo. Trump na takie ryzyko nie mógł sobie pozwolić, stąd amerykańska ograniczona akcja militarna. Sygnał do Moskwy i Teheranu został wysłany i jak można sądzić z reakcji tych państw, został on właściwie zrozumiany. Skoro relatywnie niskim kosztem możemy spowodować uszczerbek, chociażby w wizerunku swoich wrogów, czemu Amerykanie mieliby nie spróbować.
Jednak także Irańczycy uczestniczą w syryjskiej grze raczej dlatego, że tego chcą, niż naprawdę muszą. Koszt ewentualnej „przegranej” byłby w ich przypadku bardziej dotkliwy, co wymusza ostrożność, jednak nie byłby katastrofalny. Tylko dla reżimu prezydenta Asada katastrofa oznacza koniec na miarę losów jego libijskiego kolegi, nic zatem dziwnego, że robi wszystko, by oddalić taką katastrofę. Jak do tej pory całkiem skutecznie.
Także w przypadku Rosji trudno wyobrazić sobie katastrofalny bliskowschodni scenariusz, i ona przecież znalazła się w Syrii wyłącznie z własnej nieprzymuszonej woli. Los władzy prezydenta Putina i jego kamaryli nie rozstrzygnie się jednak, co jasne, w syryjskim grzęzawisku. W tym przypadku gra o władzę nie jest wyłącznie grą o wpływy i pieniądze, ale zapewne także o życie. Jednak o wiele ważniejsze niż amerykańskie salwy rakietowe, z punktu widzenia przetrwania putinowskiej ekipy, są coraz bardziej dojmujące sankcje ekonomiczne, które niczym garota powoli lecz coraz boleśniej zaciskają się na słabnącej rosyjskiej gospodarce i jej elitach. Cel USA wydaje się być jasny – rade byłyby one powitać nowego władcę Rosji, który ogłosiłby rzeczywisty „reset” stosunków z Zachodem. Ceną rezygnacji z asertywnej (i niezwykle lekkomyślnej) rosyjskiej polityki wielkomocarstwowej byłoby zniesienie sankcji. Czy raczej odwrotnie, ceną zniesienia sankcji jest rezygnacja z putinowskiej polityki.
Ponieważ sam prezydent Putin nie jest najwyraźniej zdolny do zejścia z drogi, na którą niegdyś wstąpił (około roku 2007), jedyna nadzieja w „zmianie reżimu” w Rosji. Jednak jest to tylko możliwe z udziałem samych Rosjan. USA liczą bądź na to, że elity władzy i pieniądza, ponoszące coraz wyższe koszty lekkomyślnej polityki Putina et consortes, w końcu zdecydują się na dokonanie zmiany przywództwa w swoim kraju i korzystając z tej okazji zakończą śmiertelny spór z USA, który dobrze dla Rosji skończyć się nie może.
Druga opcja, dłuższa czasowo, to wyczerpanie do cna rosyjskiej gospodarki – zakłada się, że po przejedzeniu funduszu emerytalnego, używanego do stabilizacji budżetu (na wzór funduszu rozwoju już skonsumowanego w ubiegłych czterech latach w tym celu) zawiedzeni Rosjanie, na próżno wypatrujący swoich pensji i emerytur, wyjdą na ulicę tam dokonując zmiany swego przywództwa (czy może raczej zgadzając się na przygotowaną wcześniej podmianę).
Wizja śmierci we śnie z powodu udaru lub ucieczki z Kremla przed protestującymi tłumami pobratymców musi spędzać sen z powiek prezydenta Putina i jego najbliższych współpracowników. Ale czas płynie, a trzeciej drogi, na wzór polskiego „okrągłego stołu”, nie widać. Można się zatem spodziewać, że polityka władz Kremla będzie z czasem coraz bardziej desperacka i rozpaczliwa. Pytanie kto będzie kolejną jej ofiarą musi pozostać, narazie, otwarte…
Link: mil.link/pl/w-oczekiwaniu-na-kolejna-odslone-wielkiego-spektaklu/
Krótki link: mil.link/i/show