Geopolityka Konflikty Wywiady

"Wojna w Syrii to największa katastrofa humanitarna od czasów II Wojny Światowej" – rozmowa z dr Wojciechem Wilkiem, szefem PCPM, ekspertem ONZ ds. Bliskiego Wschodu

13 marca 2015

author:

"Wojna w Syrii to największa katastrofa humanitarna od czasów II Wojny Światowej" – rozmowa z dr Wojciechem Wilkiem, szefem PCPM, ekspertem ONZ ds. Bliskiego Wschodu

Mija czwarty rok wojny domowej w Syrii. „Stwierdzenie, że jest to największa katastrofa humanitarna od czasów II Wojny Światowej to nie przesada” – ocenia dr Wojciech Wilk, szef Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, ekspert od spraw Bliskiego Wschodu. Czy ciągle jest szansa na to by ograniczyć kryzys?

W marcu 2011 roku od pokojowych demonstracji wszczętych przeciwko rządom Baszszara Al-Assada rozpoczął się syryjski konflikt, który w krótkim czasie przerodził się w wojnę domową. Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych ten konflikt pochłonął już 220 tysięcy ofiar. Swoje domy musiało opuścić 9 milionów osób, a niemal 4 miliony uciekło z kraju do Libanu, Jordanii, Turcji, ale i Europy. Świat obiecywał, że zrobi wszystko, by pomoc dotarła do jak największej liczby osób. Nic nie wskazuje na to, by wojna mogła rychło się skończyć. Tymczasem dzisiaj dramat Syryjczyków schodzi na dalszy plan i jest tłem dla wiadomości o ekspansji Państwa Islamskiego.

Jednym z czynników sprzyjających wybuchowi rewolucji w Syrii była ogromna susza

Sztab.org: 15 marca 2011 rozpoczęły się masowe protesty Syryjczyków przeciwko brutalności rządu, poprzedzone wcześniejszymi niepokojami oraz falą określanych Arabską Wiosną Ludów buntów w Tunezji, Algierii czy Egipcie. Czy jakieś przesłanki mogły wskazywać, że wojna w kraju potrwa tak długo? Czy ktoś przewidział, że konflikt syryjski doprowadzi do takiej sytuacji jak teraz?

Dr Wojciech Wilk: Przed wybuchem rewolucji w Syrii uczestniczyłem w przygotowaniu przez Organizację Narodów Zjednoczonych tzw. planów ewentualnościowych (contingency plans) dla Syrii, które określały, co ONZ powinien zrobić w przypadku różnych scenariuszy: wojny, trzęsienia ziemi i innych katastrof. Praktycznie nie było oznak nadciągającej wojny i katastrofy humanitarnej, dlatego ani ONZ, ani obecni w Damaszku dyplomaci nie mogli ich dostrzec. Represje ze strony wszechwładnych sił bezpieczeństwa były na poziomie najniższym od lat. Prezydent Baszszar Al-Assad zdawał się cieszyć dużym społecznym poparciem. Pracowałem od 2008 roku przy koordynacji pomocy humanitarnej dla osób dotkniętych suszą oraz dla setek tysięcy uchodźców z Iraku. Syria cieszyła się dobrym, choć nierównomiernie rozłożonym, wzrostem gospodarczym. Z perspektywy tych czterech lat widać, że jednym z czynników sprzyjających wybuchowi rewolucji w Syrii była właśnie ogromna susza, bo wskutek tej katastrofy 1,5 miliona ludzi musiało przenieść się z rolniczych terenów wschodniej Syrii do miast w zachodniej części kraju. Ta ogromna i w znacznej części niekontrolowana migracja przyczyniła się do radykalizacji nastrojów.

Sztab.org: Można było tego uniknąć?

Dr Wojciech Wilk: To nie przypadek, że Dera’a i przedmieścia Damaszku, szczególnie miasto Douma, stały się pierwszymi miejscami antyreżimowych demonstracji i brutalnej odpowiedzi ze strony władz. Demonstracje, które wybuchły w Syrii w marcu 2011 roku, nie musiały doprowadzić do rewolucji ani do wojny domowej. Pierwsze protesty w mieście Dera’a nawoływały do uwolnienia z aresztu grupy nastolatków, zatrzymanych przez siły bezpieczeństwa za pisanie antyreżimowego hasła Irhab – „wynocha”, znanego z rewolucji w Egipcie. Ci 13-15-letni uczniowie byli po aresztowaniu torturowani, zaś gdy ich rodzice domagali się uwolnienia dzieci, na żądania te odpowiedziano ogniem. Władze w Damaszku nigdy nie miały w zwyczaju negocjowa ze społeczeństwem. Takie postępowanie nakręciło spiralę demonstracji i ofiar, która doprowadziła do pojawienia się grup zbrojnych i wojny domowej.

Zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego jest największe z pośród wszystkich niebezpieczeństw czyhających na pracowników organizacji humanitarnych na terenie Syrii

Sztab.org: We wszystkich krajach ościennych Syrii działa wiele organizacji pozarządowych dostarczających uchodźcom żywność, lekarstwa, edukację, budujących obozy, chroniących dzieci, zapewniających dach nad głową. Jest też jednak wiele sygnałów, które wskazują, że ta pomoc wciąż nie jest wystarczająca. Czy światowe organizacje oraz rządy innych państw podjęły należyte wysiłki, by powstrzymać lub przynajmniej załagodzić skutki tak ogromnego kryzysu humanitarnego, z jakim mamy obecnie do czynienia?

Dr Wojciech Wilk:  Sytuacja humanitarna w samej Syrii jest inna niż wśród uchodźców poza granicami kraju. W Syrii sytuacja jest fatalna i stwierdzenia, że jest to największa katastrofa humanitarna w historii świata po II Wojnie Światowej nie jest żadną przesadą. Ponad 9 mln Syryjczyków – prawie połowa ludności kraju – musiało uciekać z domów, z czego już prawie 4 mln przekroczyło granicę swojego kraju. Zniszczona lub uszkodzona wskutek walk jest 1/3 domów. A prawie 10 mln z 22 mln mieszkańców tego kraju potrzebuje jedzenia i innej pomocy.

Największym problemem w Syrii jest obecnie brak międzynarodowej kontroli nad dystrybucją pomocy humanitarnej. To konieczne z uwagi na fakt, że dostarczana pomoc musi być neutralna i niezależna, powinna wspiera osoby w potrzebie niezależnie od strony frontu, po której się znajdują. W wojnach domowych pomoc humanitarna staje się często narzędziem politycznym: otrzymują ją społeczności wspierające daną frakcję, zaś dla ludności jej przeciwnej dostęp do darów jest blokowany. Na terenach pod panowaniem sił rządowych, pomoc humanitarną rozdzielają miejscowe władze oraz powiązane z nimi organizacje, przez co ogromnie ciężko jest zapewnić, by trafiła ona do najbardziej potrzebujących, a nie np. do rodzin popierających rząd w Damaszku. Ze względu na ogromny podział sił opozycji prowadzenie jakichkolwiek działań pomocowych na tych obszarach wymaga negocjowania dostępu z wieloma organizacjami i frakcjami, co często bywa niebezpieczne. Europejskie i amerykańskie organizacje humanitarne w ogóle nie mogą działać na obszarach gdzie nie-muzułmanom grozi śmierć czyli kontrolowanych przez Państwo Islamskie, pomimo, że we wschodniej Syrii i w dolinie Eufratu sytuacja humanitarna jest tak samo zła i wymagająca pomocy jak wszędzie indziej na terenie kraju. Zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego jest największe z pośród wszystkich niebezpieczeństw czyhających na pracowników organizacji humanitarnych na terenie Syrii.

Po to, żeby z pomocą do najbardziej potrzebujących i nie pozwolić na wykorzystania jej do wsparcia stron walczących, dużo organizacji, w tym PCPM, działa poza granicami Syrii. Naszym celem jest zapewnienie Syryjczykom dachu nad głową oraz niesienie pomocy medycznej w północnym Libanie oraz umożliwienie im pozostania tam tak długo, jak to będzie konieczne. To chroni ich również przed aktywnym uczestnictwem w wojnie. W przeciwieństwie do wielu innych organizacji nie tylko wspieramy samotne kobiety z dziećmi, ale także pełne rodziny, by mężczyzna-żywiciel rodziny nie musiał z desperacji szukać „zatrudnienia” u jednej z grup zbrojnych walczących w Syrii. W ciągu ostatnich 2,5 roku udzieliliśmy w ten sposób pomocy ponad 10 tys. osób.

Zachód nie ma z kim rozmawiać o pokoju w Syrii

Sztab.org: Czy z Pana punktu widzenia jest z kim rozmawiać po stronie rebeliantów względem rządu w Damaszku, by w jakikolwiek sposób zakończyć konflikt i zaprowadzić pokój?

Dr Wojciech Wilk:  W Syrii działa około 1000 różnego rodzaju grup zbrojnych. Tylko część z nich uznaje zwierzchnictwo władz emigracyjnych wywodzących się z opozycji (Syryjska Koalicja Narodowa na rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych). Te władze nie są jednak partnerem do rozmów o pokoju, bo nie mają wpływu na rebeliantów w kraju. Po stronie antyrządowej właściwie nie ma takich partnerów, bo innymi organizacjami walczącymi z reżimem w Damaszku jest lokalna przybudówka Al-Kaidy w Syrii czyli front Dżabhat an-Nusra oraz Państwo Islamskie. Te z kolei ze względu na swój ekstremizm i totalnie antypaństwowe i antyzachodnie nastawienie nie są partnerami dla krajów Europy czy Stanów Zjednoczonych.

Sztab.org: Kiedy zaczynaliście pomagać uchodźcom syryjskim istniała jeszcze nadzieja, że lada moment wojna się skończy, a ludzie będą mogli powrócić do swoich domów? Jak dziś, w porównaniu z początkiem waszej pracy w Libanie, to się zmieniło?

Dr Wojciech Wilk:  Tych nadziei na szybkie zakończenie konfliktu w Syrii już nie ma. Zastąpiły je rezygnacja i walka o codzienny byt. Od momentu rozpoczęcia naszej pracy w Libanie w lipcu 2012 roku liczba uchodźców syryjskich w tym kraju wzrosła prawie 40-krotnie – od 33 tys. wówczas do 1,2 mln obecnie. W 2012 roku uchodźcy rzeczywiście mieli nadzieję, że za kilka miesięcy wrócą do domów. Mieli też duże nadzieje na życie w nowej Syrii. Wraz z pogarszaniem się sytuacji i sukcesami wojsk rządowych nadzieje te zastąpiła desperacka walka o najmniejsze źródło dochodu. Tak by móc o dzień, o miesiąc, przedłużyć przebywanie we względnie bezpiecznym Libanie. Ale sytuacja w samym Libanie też jest ogromnie ciężka. Ten kraj ma 4,5 miliona mieszkańców, a gości ponad 1,2 miliona uchodźców z Syrii oraz setki tysięcy Palestyńczyków i Irakijczyków. To tak, jakby Polska udzielała schronienia 10-11 milionom uchodźców z Ukrainy czy któregoś z państw bałtyckich. Organizacje humanitarne uważają, że powrót uchodźców może nastąpić tylko w momencie, kiedy będzie on wystarczająco bezpieczny, a powracający nie zostaną narażeni na prześladowania, represje czy śmierć. Takiej sytuacji w Syrii długo nie będzie.

Nie ma szans na szybkie zakończenie wojny w Syrii, ale cywilom można pomóc

Sztab.org: A co teraz? Jaka dalej będzie albo może wyglądać ta pomoc? Jeśli nie ONZ, to czy rządy krajów albo prywatni darczyńcy mogą być w takiej sytuacji jedyną deską ratunku?

Dr Wojciech Wilk:  Jest rzeczą naturalną, że pomoc dla kraju dotkniętego wieloletnią wojną domową z czasem będzie się zmniejszać, ponieważ zawsze pojawiają się nowe kryzysy i wyzwania. Dla przykładu, w roku 2014 Rząd RP przeznaczył na pomoc dla uchodźców syryjskich w północnym Libanie kwotę 2,5 mln zł. Niestety w między czasie, zdecydowanie bliżej Polski – na Ukrainie, pojawiły się równie duże potrzeby niesienia pomocy humanitarnej. Zatem kryzys u naszych sąsiadów zapewne wpłynie na zaangażowanie się polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w pomoc dla uchodźców syryjskich. Warto jednak zaznaczyć, że nawet jeżeli to finansowanie z roku na rok będzie się zmniejszać, dla organizacji humanitarnych niosących pomoc Syryjczykom bardzo ważna jest stabilność finansowania, która pozwala nam stopniowo redukować koszty i pomagać uchodźcom w usamodzielnianiu się. To lepsze niż pozostawienie tych ludzi nagle, często z dnia na dzień, bez żadnej opieki.

Jest ogromnie ważne by państwa finansujące taką pomoc, w tym i Polska, miały mechanizmy pozwalające na przekazywanie środków właśnie w styczniu, lutym i marcu, gdy potrzeby są największe. Jednocześnie liczymy na wsparcie osób prywatnych, których środki w całości przekazujemy najbiedniejszym rodzinom uchodźców syryjskich, pozostającym pod naszą opieką w północnym Libanie.

(dz, ak, ww)

Dziennikarz