Bezpieczeństwo Geopolityka

Europy raj utracony

12 lipca 2017

author:

Europy raj utracony

Wizyta prezydenta USA w Polsce w dniach 5-6 lipca 2017 r., nie potwierdziła tezy, że Ameryka będzie ograniczała swoje zaangażowanie w Europie i NATO. Jednak to nie Trump będzie decydował, gdzie Stany Zjednoczone ulokują swoją potęgę w świecie tylko imperatywy strategiczne. Czas to zrozumieć, ponieważ Ameryka nie może dłużej ignorować koncepcji politycznej „balance of power” i logiki anarchicznego świata – jeśli Wuj Sam chce przetrwać.

To oznacza stworzenie nowej architektury bezpieczeństwa w Europie, aby uniknąć wojny i promować pokój. Wydaje się, że najlepszy plan, aby osiągnąć wskazany cel, to powrót Europy do status quo ante z lat 1990-2008 r. Choć, oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie ma szans na stworzenie diametralnie nowego systemu bezpieczeństwa w Europie.

Aby lepiej zrozumieć przed jakimi opcjami stoi Europa należy odwołać się do historii ostatnich dekad – około 27-28 lat i rozdzielić ten okres na dwie części: A) to lata 1990-2008 r., i B) od 2008 r. do chwili obecnej. Pierwszy czas można określić, jako golden period dla Europy i Polski, oprócz oczywiście wojen na Bałkanach i w Czeczenii. W zasadzie na przestrzeni tego okresu nie było żadnego większego konfliktu politycznego Rosja-Zachód. Wszyscy przywódcy w Europie byli pewni, że sprawy bezpieczeństwa idą w dobrym kierunku, to z kolei stawiało oczywiste pytanie: Z czego to wynika? Przyczyny takiego stanu rzeczy były dwie.

Po pierwsze, NATO pozostawało nienaruszone, to oznaczało, że Ameryka była zobowiązana militarnie wobec całej Europy, aby odgrywać rolę rozjemcy. Innymi słowy Stany Zjednoczone były najwyższym sędzią pokoju i władzą utrzymującą porządek. Ich militarna obecność czyniła niemożliwą sytuację, aby jakikolwiek europejski kraj opuścił ochronno-pacyfikujący parasol Ameryki i wszczynał wojny ze swoimi sąsiadami. To jest w sumie główna przyczyna, dlaczego żaden przywódca europejski od zakończenia zimnej wojny, nie prosił lub nie żądał, aby Ameryka wyszła z Europy. Co więcej, nawet sami Rosjanie byli szczęśliwi, że USA pozostaje na Kontynencie, po tym jak Armia Czerwona zaczęła wycofywać się z terytorium państw Układu Warszawskiego. Rola amerykańskiego rozjemcy, dodajmy bez aspiracji terytorialnych, ma bardzo duże znaczenie w tej historii.

Druga część tej narracji to szeroko rozumiany Zachód, tutaj przede wszystkim mam na myśli NATO – niezagrażające Rosji w żaden istotny sposób. Oczywiście Rosja sprzeciwiała się pierwszej rundzie rozszerzenia Sojuszu w 1999 r., jak i drugiej w 2004 r., jednak nie widziała w tych decyzjach śmiertelnego zagrożenia. Tak więc pomiędzy 1990 r., a 2008 r., wszyscy mieszkańcy Europy mieli dobry humor i poczucie bezpieczeństwa, ponieważ a) mieliśmy amerykańskiego rozjemcę i b) Zachód nie był postrzegany przez Rosję, jako egzystencjalne zagrożenie.

Ale sytuacja zmieniła się w 2008 r., to był bardzo zgubny i nieszczęsny rok dla Europy. Przede wszystkim chodzi tutaj o kwietniowy Szczyt NATO w 2008 r. w Bukareszcie (Rumunia). Wówczas Zachód, co prawda odmówił Ukrainie i Gruzji udziału w tzw. Planie Działań na rzecz Członkostwa (MAP – Membership Action Plan), ale z drugiej strony potwierdził, iż oba „kraje staną się w przyszłości członkami NATO”, (paragraf 23 końcowego komunikatu ze Szczytu w Bukareszcie).

W tym samym czasie i miejscu na Szczycie Rady NATO-Rosja prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin w bezprecedensowy sposób oznajmił, iż Ukraina nie stanowi prawdziwego państwa i że przestanie ono istnieć, jeśli przystąpi do NATO. Z kolei szef rosyjskiego Sztabu Generalnego zagroził, że użyje środków militarnych i innych – być może już wtedy miał na myśli tzw. wojnę hybrydową – w celu powstrzymania Ukrainy od tego kroku. Ponadto, w maju tego samego roku Unia Europejska (UE) ogłosiła projekt Partnerstwa Wschodniego w ramach Europejskiej Polityki Sąsiedztwa, zaaprobowany przez szefów dyplomacji i Radę Europejską. Jego celem było doprowadzenie do ściślejszej współpracy UE z Ukrainą, Gruzją, Mołdową i innymi państwami postsowieckiej przestrzeni.

Zatem nie ma, co się dziwić, że w sierpniu 2008 r. wybuchła wojna rosyjsko-gruzińska, jako efekt podjętych decyzji. Gruzini uważali, że NATO ich wesprze w konflikcie z Rosją, oczywiście byli w błędzie. W rzeczywistości była to pierwsza odsłona aktu europejskiej tragedii i wzbierającego sztormu nad Wschodnią Europą. Jak wiemy we wrześniu 2008 r., został wybrany na prezydenta USA Barack Obama. Jego administracja postawiła sobie za cel reset w relacjach USA-Rosja – poniósł fiasko.

Przyczyną tego stanu rzeczy była kontynuacja polityki jego poprzedników (liberalna hegemonia), czyli odrywania Ukrainy od orbity wpływów Rosji i próby stworzenia z niej namiastki zachodniego świata. Ekspansja UE na Wschód i promowanie demokracji były kolejnymi kluczowymi elementami tej obłąkanej polityki.

Oczywiście demokracja to jest bardzo atrakcyjny system dla nas ludzi z Zachodu. Jednak musimy sobie zdawać sprawę, że promowanie takich wartości przez USA stanowi przede wszystkim metodę obalania dyktatorów, którzy są niemile widziani przez Waszyngton, jako antyamerykańscy lub antyzachodni. W swoim zamyśle pomarańczowa rewolucja miała podobny cel – odsunięcie od władzy prezydenta Leonida Kuczmy. Od tego wzoru nie odbiega obalenie Wiktora Janukowycza, który także miał zostać zastąpiony przez prozachodniego przywódcę. Tak więc, ten polityczny trój-pak: a) ekspansja NATO; b) rozszerzanie UE; i c) promowanie demokracji wyzwoliło w Rosji poważny niepokój. W mojej ocenie kulminacja tego strachu nastąpiła 22 lutego 2014 r., kiedy miał miejsce zamach stanu w Kijowie. Wówczas pojawił się ogromny kryzys, który wciąż dręczy Europę i nie widać żadnych znaków, że zakończy się to wkrótce.

Jak rozwiązać problem? Najlepiej byłoby powrócić do sytuacji sprzed 2008 r., ale na taki obrót spraw nie ma nadziei. Zatem, co szczególnego musi być zrobione? Ukraina powinna być przekształcona w neutralne państwo. Zachód musi zdać sobie sprawę, iż nie ma najmniejszych szans, aby prowadzić politykę, która będzie czyniła z Ukrainy zachodni bastion u granic Rosji. Rosjanie nie będą tego tolerowali i zadadzą sobie wiele wysiłku w podcinaniu naszego wschodniego sąsiada, aby powstrzymać go od stania się częścią Zachodu. W zasadzie przekaz Putina sprowadza się do dwóch scenariuszy albo się cofniemy albo Rosja uczyni z Ukrainy prototyp upadłego państwa, tak iż nie będzie ono mogło połączyć się z żadnymi strukturami międzynarodowymi.

Zatem, jeśli chcemy zakończyć kryzys w Europie i szczerze zadbać o dobro samych Ukraińców, i nie przyglądać się biernie niszczeniu ich kraju, imperatyw nakazuje cofnięcie się i rezygnację z liberalnych idei. Jak wyżej już wspomniano należy uczynić z Ukrainy neutralny bufor, czyli powrócić do lat 1991-2014 r. Z kolei to oznacza zdecydowane zdjęcie ze stołu negocjacji członkostwa Ukrainy w NATO i UE. To także oznacza, że Stany Zjednoczone i ich europejscy sojusznicy muszą zatrzymać promowanie demokracji w Kijowie, i wspierania polityków anty-rosyjskich, a jednocześnie pro-zachodnich.

Pozostaje kwestia, czy Zachód jest w stanie obrócić swoją politykę o 180° stopni i odrzucić obecną strategię? W mojej ocenie jest to nie możliwe z kilku powodów. Po pierwsze, zachodni przywódcy zbyt dużo zainwestowali kapitału w tę strategię. Należy pamiętać, że Ukraina w NATO i UE to był centralny plan zachodniego establishmentu od 2008 r. Po drugie, Rosjanie nie zaufają już żadnemu zachodniemu przywódcy. Jakiekolwiek obietnice sprzedać Rosji będzie bardzo trudno. W ostatnich latach wzajemne relacje zostały tak zatrute, że wydaje się to mało prawdopodobne, aby przekonać Kreml, że Zachód ma dobre intencje.

Jakby nie spojrzeć odbudowa zaufania będzie bardzo trudna. Po trzecie, rosyjski czynnik jest bardzo silnie wykorzystywany w polityce amerykańskiej, to z kolei blokuje Trumpa, aby przedstawić sensowny plan wyjścia z kryzysu na Ukrainie i generalnie poprawienia relacji z Rosją. Po czwarte, NATO same w sobie przechodzi poważny kryzys bez względu na sytuację za naszą wschodnią granicą.

Ale Wschodnia Europa to jest tylko początek nadciągających problemów. Stany Zjednoczone nieuchronnie dokonają pivotu (strategicznego zwrotu), czyli Wuj Sam odwraca swoją uwagę od jednego miejsca – Europy – w inne – Azja i Pacyfik. Ponieważ to Chiny – nie Rosja – stanowią największe wyzwanie, a to oznacza, że Ameryka, wręcz z precyzją lasera, będzie koncentrowała swoją uwagę na Azji Wschodniej.

W zasadzie, kiedy się to dokona, interesy USA w Europie poważnie zmniejszą się. Historycznie Stany Zjednoczone zawsze troszczyły się o trzy regiony na świecie – oprócz Zachodniej Hemisfery – a) Europa; b) Azja Północno-Wschodnia; i c) Zatoka Perska. I przez całą amerykańską historię to Europa była najważniejsza – oprócz Zachodniej Hemisfery. Ale Ameryka, po raz pierwszy w swojej historii, jest w trakcie fundamentalnej zmiany strategicznych priorytetów, to Azja i Pacyfik stają się pierwszorzędne z punktu widzenia interesów USA, następnie Zatoka Perska, natomiast Europa schodzi na odległe – trzeciorzędne miejsce.

Jeśli Chiny będą kontynuowały swój wzrost, to nie ma najmniejszej wątpliwości, że Ameryka ostatecznie wykona ten dziejowy zwrot, a to oznacza dużą redukcję amerykańskiej obecności – politycznej, ekonomicznej i militarnej w Europie. Waszyngton już jest dużo mniej zainteresowany sytuacją polityczną Starego Kontynentu niż w jakimkolwiek innym okresie historii USA. W tym samym czasie, jeśli spojrzymy na Europę to widzimy, że nie ma ona ochoty do wydawania większych sum na cele wojskowe, co gorsza nie widać nawet, aby europejskie państwa chciały bliżej współpracować na polu bezpieczeństwa i obronności, aby zastąpić amerykańskie zaangażowanie.

Myślę, że kolejną zapowiedzią problemów Starego Kontynentu będzie polityka Wielkiej Brytanii po wyjściu z UE. Wydatki na cele wojskowe Zjednoczonego Królestwa kurczą się, do 2019 r., wszystkie oddziały brytyjskich wojsk lądowych mają być wycofane z kontynentalnej Europy. To może mieć nawet większe znaczenie niż odpływanie Ameryki poza horyzont mórz i oceanów. Zatem, jeśli uda się obrócić zachodnią politykę, i przekonać Putina, że Zachód ma dobre intencje, to i tak przyszłość NATO jest niepewna, a to oznacza, że najgorsze jest dopiero przed nami. Z tych wszystkich powodów jestem więcej niż pewny, że nie ma powrotu do status quo ante z lat 1990-2008 r.

Ogólny wiosek sprowadza się do tego, że Europa utraciła raj, czyli doskonałą sytuację, jeśli chodzi o warunki bezpieczeństwa przed 2008 r. Zachód, czyli USA, NATO i UE, przetrwonił ten wielki czas na własne życzenie przez głupią politykę, która ignorowała żelazne imperatywy geopolityki.


Link: mil.link/pl/europy-raj-utracony/

Krótki link: mil.link/i/rajeuropy


 

Absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych oraz Katedry Badań nad Konfliktami i Pokojem. Ekspert Europejskiego Instytutu Bezpieczeństwa. Zainteresowania: stosunki międzynarodowe teoria i praktyka
One Comment
  1. […] A. Brzeskot, „Europy raj utracony”, 12.VII.2017, SZTAB.ORG […]

Comments are closed.

Leave a comment