Bezpieczeństwo

Inżynier i żołnierz

9 grudnia 2015

Inżynier i żołnierz

Jestem cywilem. Inżynierem elektronikiem. Ale w przeciwieństwie do wielu moich kolegów po ukończeniu studiów nie unikałem służby wojskowej. W moich czasach była ona obowiązkowa. Nie uważałem jej za czas stracony. Stanowiła dla mnie dwunastomiesięczną próbę hartującą mój charakter. Rok zdobywania odporności na przeciwności losu i niewygody. Rok oswajania stresu związanego z obcowaniem z przedmiotami, które mogą urwać rękę albo odstrzelić głowę.

Kiedy moi koledzy odwlekali obrony prac dyplomowych, ja o świcie wybiegałem ze swoją drużyną na poranną zaprawę. Kiedy oni zdobywali zaświadczenia o niezdolności do służby, ja czołgałem się z kałachem po poligonie i ćwiczyłem „maskę włóż”. Kiedy oni cierpieli na bezsenność, obawiając się, że do ich drzwi zapuka patrol z wezwaniem do wojska, ja pełniłem wartę przy magazynie amunicji albo dokładałem węgla do kozy ogrzewającej wieloosobowy namiot rozstawiony na ośnieżonym poligonie.

Jestem cywilem, ale cywilem dumnym z tego, że nie spękał i posmakował choć odrobiny żołnierskiego życia. I siedzę teraz okrakiem na barykadzie oddzielającej te dwie wrogie armie. Inżynierów i żołnierzy. Towarzyszą mi najzdolniejsi absolwenci wojskowych uczelni technicznych, którzy – tak jak ja – rozumieją i doceniają blaski i cienie służby i pracy w obu tych środowiskach.

Inżynier o żołnierzu

Inżynier to twórca przekuwający myśl w metal, krzem i posłuszny ciąg instrukcji komputerowych. Człowiek, który musi czasem pójść na skróty, czasem odkryć nową drogę, ponieważ postęp techniczny wymaga kreatywnego kwestionowania dotychczasowego status quo.

Inżynierowi obrzydliwą jawi się organizacja, w której nie ma miejsca na indywidualizm i improwizację, w której każdy trybik powinien wykonywać rozkazy swojego zwierzchnika zgodnie z regulaminami i instrukcjami.

Inżynier stara się tego nie okazywać, ale – przyznajmy to otwarcie – uważa ludzi wykonujących rozkazy za bezmyślne roboty przypominające maszyny, które on z taką łatwością programuje. Dla inżyniera stereotypowy żołnierz, to człowiek, który na polecenie dowódcy bez zawahania pomaluje trawnik na zielono, a w dziedzinie technologii rozumie mniej od przedszkolaka. I na dodatek nie wie, czego chce. Żąda rozwiązań prostych i skutecznych, a dla inżyniera to zniewaga, bo prostota i skuteczność przesłaniają jego wirtuozerię i kunszt.

Żołnierz o inżynierze

Co może sądzić żołnierz o mądrali, który od czasu do czasu przyjeżdża na poligon w koszulce z pacyfistycznym napisem albo najmodniejszej kurtce narciarskiej i lekceważąco pomrukuje, gdy nikt wokół niego nie rozumie, co to są atrybuty plików w systemie operacyjnym albo jaki typ modulacji zapewnia największą odporność na zakłócenia? Co może sądzić o człowieku, który boi się wystrzału i szczyci tym, że „na wojsku to on się nie zna, ale potrafi sprytnie unikać pójścia w kamasze”?

Najłagodniejsze określenie takiego osobnika, jakie przychodzi na myśl, to wymoczek-ignorant. Dosadniejszych nie wypada tu cytować… To facet, który z perspektywy swojej klimatyzowanej pracowni nie jest w stanie zaproponować konstrukcji wspierających w walce, a nie przeszkadzających. Nie umie zaprojektować wyposażenia, które „znika”, gdy jest niepotrzebne, ale zawsze pozostaje gotowe do skutecznego działania.

Dwa światy

Jak zatem pogodzić te dwa światy?

To proste.

I jednocześnie bardzo trudne.

Jedyną drogą jest szacunek i autentyczna chęć współpracy.

Zamiast „ja wiem lepiej, a oni niech się douczą”, należy jak najczęściej spotykać się i wspólnie siadać przy stole, żeby merytorycznie uzgadniać, co jest wystarczająco dobre, co i jak należy poprawić, a co jest niewykonalne lub niewarte zachodu. Nie szukać różnic i dziur w całym, ale znajdować wspólne cele, dzięki którym nasza armia będzie miała lepszy sprzęt, a producenci przebojową ofertę eksportową!

Popularyzator wiedzy o zasadach skutecznego działania. Autor przewodnika „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?” Współzałożyciel WB Electronics SA
Leave a comment