Jak osiodłać nuklearną błyskawicę?
W ostatnich miesiącach cały świat doświadcza gorącej debaty, jaki jest najlepszy sposób dla Waszyngtonu i Seulu, aby odpowiedzieć na nuklearną aktywność Kim Dzong Una. Stany Zjednoczone uszczelniają i tak już ciężkie sankcje przeciwko reżimowi Korei Północnej, Unia Europejska przyłącza się do nich wpisując na czarną listę kolejne firmy i podejrzane osoby. Jednak nie widać, aby strony tego kryzysu zwracały się w kierunku dyplomatycznego stołu wręcz przeciwnie widmo apokalipsy unosi się nad Azją Północno-Wschodnią.
Nie powinno tak być. Większość amerykańskich i europejskich komentatorów ostrzega, że nuklearna KRLD może stanowić najgorszy z możliwych scenariuszy. W mojej ocenie jest przeciwnie, uznanie nuklearnego statusu KRLD może być najlepszym wynikiem i prawdopodobnie jedyną szansą na trwałą stabilność Półwyspu Koreańskiego.
Brak militarnego „balance of power” może prowadzić do wojen!
Program nuklearny KRLD i kryzys z nim związany może być rozwiązany na trzy sposoby. Po pierwsze, dyplomacja w połączeniu z poważnymi sankcjami może przekonać Pyongyang do odrzucenia rozwoju nuklearnej broni i jej środków przenoszenia. Ale taki wynik jest mało prawdopodobny. Historyczny zapis wskazuje, że państwa, które rozpoczynają tego typu programy rzadko są od nich odwodzone. Ukaranie jakiegokolwiek reżimu przez sankcje ekonomiczne nie oznacza nieuchronnego przerwania atomowych wysiłków. W przypadku KRLD to się nie sprawdza, jest wręcz przeciwnie, Pyongyang odnosi sukces w budowaniu atomowej potęgi pomimo niezliczonych rund sankcji i rezolucji RB NZ. Jeżeli KRLD uważa, że warunki jej bezpieczeństwa zależą od broni nuklearnej sankcje nie zmienią ich stanu umysłu. W rzeczywistości zwiększanie zewnętrznej presji na Koreę Północną będzie jedynie utwierdzać jej przywódców, aby osiągnąć własną protekcję w postaci ostatecznego odstraszania.
Drugi możliwy scenariusz to KRLD zawieszająca swoje nuklearne testy, ale zachowująca zdolność do szybkiej produkcji bomby atomowej. Korea Północna nie byłaby pierwsza w uzyskaniu takich możliwości bez rzeczywistego posiadania broni nuklearnej.
Wystarczy wymienić Japonię, która ma rozwinięty program jądrowy i może szybko uzyskać broń atomową. W przypadku KRLD taka opcja może być satysfakcjonująca dla wewnętrznych potrzeb politycznych reżimu przez a) uspokojenie twardogłowych, iż mogą cieszyć się z korzyści posiadania, jakiejś wirtualnej bomby, czyli większego bezpieczeństwa, i bez minusów takiej sytuacji, czyli b) międzynarodowej izolacji i potępienia. Problem polega jednak na tym, że podprogowe zdolności KRLD mogą nie działać, jak wyżej wskazano.
Rosja i Chiny być może zgodziłyby się na taki scenariusz. Jednak dla USA, Korei Południowej i Japonii opisana wizja może stanowić zagrożenie nie do zaakceptowania. Wiarygodne, czyli weryfikowalne, zobowiązanie ze strony KRLD o zaniechaniu rozwoju i produkcji broni atomowej może zaspokoić większą część społeczności międzynarodowej, ale pozostawić nie usatysfakcjonowaną Amerykę i jej sojuszników w regionie. Z pewnością Waszyngton, Seul i Tokio mogą być mniej zagrożone przez wirtualną broń nuklearną niż realną, ale nie można wykluczyć, że wskazane państwa zaprzestałyby swoich wysiłków w przerwaniu jakiegokolwiek nuklearnego programu KRLD przez sabotaż lub zamach stanu. Z kolei to może prowadzić Pyongyang do wniosku, że cywilne zdolności nuklearne są niewystarczające, jako środek odstraszania, i że tylko pełna nuklearyzacja militarna może im zapewnić relatywne poczucie bezpieczeństwa.
Trzeci możliwy scenariusz to impas, czyli KRLD kontynuuje swój obecny kurs i rozwija program atomowy oraz testuje pociski balistyczne ICBM. Wówczas Stany Zjednoczone, Korea Południowa i Japonia deklarują, że taki wynik jest nie do przyjęcia zgodnie z powtarzającą się argumentacją, że nuklearna KRLD to zbyt ponura perspektywa, a nawet egzystencjalne zagrożenie.
W zasadzie taki język jest typowy dla wielkich mocarstw, które zawsze irytują się, kiedy jakiś mniejszy kraj zaczyna rozwijać własne zdolności nuklearne. Jak na razie państwa odnosiły sukces w wyborze drogi do nuklearnego klubu, a jego starsi członkowie z reguły zmieniają taktykę i decydują się z nimi współistnieć. Pomimo niechęci do nich, nowe nuklearne państwa redukują nierównowagę w potędze militarnej, i generalnie sprzyjają stabilności.
Weźmy przykład nuklearnego monopolu Izraela w regionie Bliskiego Wschodu, który stanowi przekonywujące wyjaśnienie trwającego tam przez ponad cztery dekady kryzysu. To właśnie nuklearny arsenał Izraela, niezrównoważony przez inną nuklearną potęgę, a nie jak wielu twierdzi nuklearne ambicje Iranu, jest praprzyczyną niestabilności na Bliskim Wschodzie.
Podobną sytuację mamy w regionie Półwyspu Koreańskiego, tutaj jednak w jego początkowej fazie, czyli od około 2006 r., kiedy KRLD dokonała pierwszej detonacji jądrowej. Zatem zanik balance of power prowadzi do wojny, innymi słowy potęga militarna oczekuje zrównoważenia siły. W efekcie czego, aby osiągnąć relatywny poziom bezpieczeństwa nuklearny Izrael musi być zrównoważony przez nuklearny Iran, tak jak nuklearna KRLD musi być zrównoważona przez nuklearną Koreę Południową.
Teraz będzie nam łatwiej zrozumieć implikacje braku militarnego balansu. Izrael chce pozostać jedyną potęgą nuklearną w regionie i dlatego jest skłonny użyć siły, aby zabezpieczyć swój status. W 1981 r. był zdeterminowany zaatakować Irak, aby zmniejszyć jakiekolwiek ryzyko utraty atomowego monopolu. W 2007 r. postąpił podobnie wobec Syrii. W zasadzie dzisiaj nie wyklucza podobnych ataków wobec Iranu. Pomimo tego, że te działania pozwalają Izraelowi utrzymać nuklearną przewagę w krótkiej, co najwyżej w średniej perspektywie, to jednak nie zwiększa on w długookresowej przestrzeni czasowej stabilności i pokoju, wręcz przeciwnie pogłębia nierównowagę militarną.
W zasadzie Izrael potwierdził swoją bezkarność w utrącaniu potencjalnych pretendentów do statusu nuklearnego państwa, jednocześnie wyzwolił wśród nich ogromny niepokój, który może ich zachęcać, a nawet przymuszać do rozwijania własnych nuklearnych przeciwśrodków. Wydaje się, że Bliski Wschód jest w końcowej fazie proliferacji broni nuklearnej. Wskazują na to prowadzone tam wojny oraz rosnący kryzys, jeśli chodzi o nuklearne ambicje Iranu. Aby uniknąć doświadczeń Bliskiego Wschodu w regionie Azji Północno-Wschodniej, Półwysep Koreański powinien być poddany mądrej nuklearyzacji, a więc atomowy potencjał KRLD powinien zostać zbalansowany przez potencjał nuklearny Korei Południowej, zanim Pyongyang zacznie imitować strategię Izraela.
Strach ma wielkie oczy
Jedną z przyczyn nadmiernie wyolbrzymionego zagrożenia wobec nuklearnego potencjału Korei Północnej, w toczącej się debacie, amerykańskiego establishmentu zajmującego się sprawami bezpieczeństwa narodowego – security establishment – jest zniekształcenie rzeczywistości przez niewłaściwe zdefiniowanie zagrożeń i fundamentalne niezrozumienie, jak generalnie państwa zachowują się w warunkach anarchicznego systemu międzynarodowego. Pierwszy i największy problem to strach, leżący u podstaw wszystkich pozostałych lęków, sprowadza się to do tego, iż reżim północno-koreański jest traktowany, z samej natury rzeczy, jako nieracjonalny. W przeciwieństwie do szerokiego przekonania mediów, ekspertów i polityków, reżim KRLD to nie są szaleńcy, ale perfekcyjni stratedzy, którzy chcą przetrwać, tak jak inne państwa np. Chiny, Rosja, USA, Polska, Gruzja … etc. Chociaż Kim Dzong Un pozwala sobie na nienawistną i podżegającą do wojny retorykę, to jednak nie przedstawia on żadnych skłonności samobójczych. Jeśli Stany Zjednoczone, Korea Południowa i Japonia zakładają, że jest inaczej, to mogą popełnić bardzo poważny błąd – nieodwracalny!!!
Wielu amerykańskich polityków, którzy portretują nieracjonalność północno-koreańskiego reżimu, czyni tak celowo, ponieważ pozwala im to uzasadniać, że logika nuklearnego odstraszania nie ma zastosowania do KRLD. Według nich, jeśli Pyongyang odniesie sukces w miniaturyzacji głowic nuklearnych i ich przenoszeniu na pociskach balistycznych ICBM, to nie zawaha się tego użyć. Wizja wykonania pierwszego uderzenia tzw. first strike np. na Seul, Tokio, Tajpej lub Guam… etc. jest celowo forsowana, nawet pomimo świadomości, że KRLD ściągnęłaby na siebie zmasowany odwet i ryzyko zniszczenia wszystkiego tego, co tak bardzo sobie ceni reżim w Pyongyang’u.
Oczywiście to jest nie możliwe, aby poznać prawdziwe intencje przywódców Korei Północnej, jednak nie ulega żadnej wątpliwości, że Pyongyang pragnie nuklearnej broni w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa, a nie po to, aby poprawić swoje zdolności ofensywne lub sprowadzić na siebie zagładę. KRLD może być nieprzejednana w negocjacjach i prowokująca wobec kolejnych sankcji, niemniej wciąż jej celem będzie przetrwanie. Ostatnio takie zachowania przejawiły się po słowach prezydenta Trumpa o „ogniu i gniewie”, jaki spotka Koreę Północną, jeśli nie przestanie grozić Ameryce. W odpowiedzi Kim Dzong Un podbił stawkę i oznajmił, że do końca sierpnia zostaną przygotowane plany zniszczenia amerykańskiej bazy Anderson na wyspie Guam. W zasadzie w 2012 r. przywódcy Iranu podobnie straszyli, że zablokują Cieśninę Ormuz, po tym, jak Unia Europejska ogłosiła plan embarga na dostawy ropy. Jednak irański reżim szybko doszedł do opamiętania i uświadomił sobie, że oznaczałoby to szybką i dewastującą odpowiedź Ameryki.
Są też i tacy obserwatorzy, którzy akceptują racjonalność reżimu północno-koreańskiego, niemniej wciąż obawiają się, iż nuklearna broń może go zdopingować do ataku i być może skłonić do współpracy z jakąś organizacją terrorystyczną. Wielu analityków widzi poważne zagrożenie w możliwości dostarczenia broni nuklearnej w ręce terrorystów. Jednak te obawy są sprzeczne z doświadczeniami historycznymi, co najmniej datowanymi od 1945 r. Historia jasno pokazuje, że kiedy państwa nabywają broń atomową stają się bardziej ostrożne i świadome, że posiadanie takiej potęgi w ich rękach, czyni je dużo bardziej potencjalnymi celami w oczach wielkich mocarstw. W sumie ta świadomość zniechęca je od zbytniej śmiałości i agresywnego zachowania.
Weźmy Chiny za czasów Mao Zedonga, stały się one dużo mniej wojownicze po nabyciu broni nuklearnej w 1964 r., także Indie i Pakistan były bardziej ostrożne, od kiedy uzyskały zdolności nuklearne. W zasadzie mniejsze mocarstwa atomowe też łagodnieją. Oceńmy choćby nuklearny Izrael, który był skłonny podpisać traktat pokojowy w 1979 r. i wycofać swoje wojska z Półwyspu Synaj. W tym kontekście wydaje się to mało prawdopodobne, aby KRLD zerwała z taką konstrukcją, i nagle przekształciła się w ofensywny ekwiwalent imperialnej Japonii, III Rzeszy lub Związku Sowieckiego.
Jeszcze inni przywołują zagrożenie, iż jeśli KRLD uzyska bombę atomową to pozostałe państwa w regionie podążą tą samą drogą, co doprowadzi do nuklearnego wyścigu zbrojeń. Jednak nuklearna epoka trwa już od ponad 70 lat, i jak na razie hiobowe proroctwa o proliferacji nie sprawdziły się. Jeśli właściwie zdefiniujemy termin „proliferacja” to oznacza on raptowne i bez nadzoru rozprzestrzenianie się technologii nuklearnej. W sumie nic takiego nie nastąpiło, jak do tej pory. W rzeczywistości od 1970 r., mamy do czynienia wręcz ze spowolnieniem tego procesu, czyli wyłaniania się nowych państw nuklearnych. Nie istnieją żadne uzasadnione przyczyny, aby ten model nagle zmienił się. Ale nawet gdyby Półwysep Koreański uległ nuklearyzacji, to i tak pojawiłyby się tam tylko cztery państwa atomowe – od 1945 r.
To może oznaczać zaledwie, jakiś początek przejawu nuklearnego trendu, ale nie jakąś nawałnicę. Ponadto, nuklearna KRLD stwarza de facto niewielkie ryzyko zjawiska proliferacji, z powodu tego, iż większość jej sąsiadów posiada już broń nuklearną m.in. Rosja, Chiny, USA (Ameryka jako sąsiad polityczno-militarny nie geograficzny). Z kolei inne państwa regionu mają już zdolności podprogowe, jak np. Japonia.
Weźmy jeszcze raz przykład Izraela, kiedy Tel-Awiw wyprodukował pierwsze bomby atomowe w latach 60. XX w., wówczas toczył liczne konflikty ze swoimi sąsiadami. Wystarczy wymienić dwie największe wojny sześciodniową 1967 r. i Jom Kippur 1973 r. W zasadzie izraelskie zbrojenia nuklearne były dużo bardziej niebezpieczne dla świata arabskiego niż obecny program nuklearny Korei Północnej dla Azji Wschodniej. W końcu KRLD nie prowadzi obecnie żadnego konfliktu konwencjonalnego ze swoimi sąsiadami. Jeśli atomowy Izrael nie uwolnił nuklearnego wyścigu zbrojeń na Bliskim Wschodzie, w tak ekstremalnych warunkach, tym bardziej nie może tego uczynić nuklearna KRLD.
Nuklearny Półwysep Koreański
W 1991 r. Indie i Pakistan, dwóch wielkich rywali geopolitycznych, podpisało traktat, iż żadna ze stron nie uczyni swoim celem urządzeń nuklearnych strony drugiej. Oba państwa zdawały sobie sprawę, że dużo bardziej przerażającą wizją jest niestabilność wytwarzana przez powstrzymywanie nuklearnego odstraszania niż osiągnięcie statusu atomowego mocarstwa. Od tamtego czasu, nawet pomimo częstych napięć i poważnego ryzyka prowokacji oba kraje zachowały pokój – nie użyły przeciwko sobie broni nuklearnej. Korea Północna i Południowa powinny rozważyć ten precedens. Jeśli oba państwa koreańskie osiągną pełną zdolność nuklearną to będą mogły nawzajem odstraszać się, nawet jeśli będą posiadały niewielkie arsenały jądrowe.
W najnowszej historii świata nigdy nie było konfliktu zbrojnego o dużej skali między dwoma nuklearnymi państwami.
Z tego względu Stany Zjednoczone i ich mniejsi sojusznicy w regionie Azji Północno-Wschodniej powinni zaniechać bezskutecznych prób odwodzenia KRLD od jej nuklearnego programu, zamiast tego równoważyć go przez nuklearyzację Korei Południowej. Zapewne dyplomacja na linii Pyongyang-Seul i Waszyngton powinna być odbudowana, być może w formacie rozmów sześciostronnych – jak niegdyś miało to miejsce w latach 90. zeszłego stulecia. Z pewnością otwarte kanały komunikacji będą czyniły łatwiejszą adopcję wizji nuklearnego Półwyspu. Jeśli sytuacja zaczęłaby się normować można byłoby powoli zdejmować sankcje z KRLD, ponieważ niewiele one przynoszą pożytku, a godzą jedynie w zwykłych ludzi. W tej pesymistycznej wizji świata istnieje jeden pocieszający, i niezbity fakt, który został wiele razy potwierdzony przez historię, tam gdzie pojawia się broń nuklearna, tam też następuje stabilność i pokój. W mojej ocenie jest to najlepszy środek w mitygowaniu logiki anarchicznego systemu międzynarodowego – jeśli jest oczywiście zachowana militarna balance of power.
Link: mil.link/pl/osiodlac-nuklearna-blyskawice/
Krótki link: mil.link/i/flash
Public Affairs Commentary | Artur Brzeskot
[…] A. Brzeskot, „Jak osiodłać nuklearną błyskawicę?” 13.XIII.2017, SZTAB.ORG […]