"Natychmiastowa akcja" – recenzja na 20-lecie
Przyznaję to na wstępie – nie będę w tym tekście obiektywny. Trudno zresztą zachować obiektywizm w przypadku recenzji książki, która w pewien sposób ukształtowała światopogląd autora owej recenzji. A „Natychmiastowa akcja” Andy’ego McNaba zdecydowanie jest jedną z takich książek. Dlaczego o niej piszę? Pierwszy powód podałem wyżej, drugim jest przypadający w tym roku jubileusz 20-lecia jej wydania.
„Natychmiastową akcję” przeczytałem, kiedy tylko ukazała się w Polsce, czyli w roku 1997. Była to druga pozycja pióra McNaba, która wpadła w moje ręce. Pierwszą był oczywiście debiut pisarski tego autora, czyli niezapomniany „Kryptonim Brawo Two-Zero„. Czytając „Natychmiastową akcję” miałem lat 11 i byłem absolutnie zafascynowany „Kryptonimem…”. Drugą powieść brytyjskiego autora przeczytałem więc w 2 dni. Do dziś zresztą zajmuje ona bardzo wysokie miejsce w mojej biblioteczce. Choć przeczytana później po wielokroć, nadal wracam do niej z ogromnym sentymentem.
„Natychmiastowa akcja” to książka zupełnie inna od wspomnianego „Kryptonimu…”. Podczas gdy debiut McNaba był zapisem jego wspomnień z nieudanego rajdu osławionego patrolu SAS Bravo 2-0 na tyły irackiej armii w 1991 r., druga książka jego autorstwa to opowieść o drodze autora do piaskowego beretu z uskrzydlonym sztyletem, będącego symbolem SAS. A była to droga długa i wyboista, niczym droga wojewódzka nr 677, relacji Łomża-Ostrów Mazowiecka.
Odważny zwycięża
McNab rozpoczyna opowieść od… śmierci. Konkretnie od śmierci swojego znajomego, kumpla z podwórkowej bandy ośmiolatków, wychowujących się na ulicach londyńskiego Peckham. Chłopiec miał pecha, spadł z dachu opuszczonego budynku, do którego wszedł McNab z kolegami. Taki jest początek. A potem… jest tylko lepiej.
Dzieciństwo McNaba przypadło na wczesne lata 70, w dość ubogiej dzielnicy stolicy Anglii. Późniejszy dowódca najsłynniejszego patrolu w historii SAS nie był specjalnie zainteresowany szkołą, co przyznaje bez krygowania się. Koncentrował się raczej na tym, jak poradzić sobie z mniejszą, niż jego rówieśnicy ilością pieniędzy. Zaczęły się więc kradzieże. Najpierw drobne, potem coraz większe. Po drodze było wożenie węgla, lemoniady i inne drobne prace. W końcu limit dobrze zapowiadająca się kariera młodego McNaba-przestępcy skończyła się. Policja dopadła go kiedy wychodził z okradanego mieszkania. Uciekając przed więzieniem trafił do wojska. I to był prawdziwy punkt zwrotny.
„Zaciągnijcie się”, mówili…
McNab dość szybko zorientował się, że pilotem śmigłowca, jak sobie wymarzył, nie zostanie. „Dali mi do rozwiązania prosty test z angielskiego i z matmy. Oblałem. Poradzili mi, żebym się nauczył i wrócił za dwa tygodnie” – wspomina autor. Szybko zdał sobie sprawę, że prawdziwe wojsko niewiele ma wspólnego z kolorowymi plakatami werbunkowymi. Jest za to błoto, zimno, zapach talku, potu i frytury podłej jakości. Oraz pudełka proszku OMO w oknach domów młodych wojskowych małżeństw. OMO, czyli Old-Man-Out; „starego nie ma”. A także inne atrakcje znane z tej szczególnej formacji mundurowej: przełożeni-idioci, bezsensowne regulaminy i brązowe dresy, które można nosić po kolejnych ćwiczeniach, prowadzących do niczego. McNab miał tego dość. W „Natychmiastowej akcji” opisywał wszystkie te mniejsze i większe wojskowe absurdy regularnej służby, które sprawiły, że zgłosił się na Selekcję do SAS.
Nie wszystko to rozumiałem, czytając jego wspomnienia w wieku 11 lat. Przemawiała jednak do mnie szczerość, z jaką McNab wspominał swoją drogę do SAS. Z pewnością za to trafił do mnie język książki. Prosty, a zarazem jędrny. Niezwykle żywy, potoczysty i nie silący się na skomplikowane figury. To wciąż język prostego (ale nie prostackiego!) chłopaka z Peckham. Skrzący się humorem, często brutalnym i nierzadko nasycony najzwyklejszymi, „prostymi wojskowymi słowy” – dodaje książce niesamowitej wiarygodności. McNab poznał świat wojska od wewnątrz. Kiedy klnie, to na konkrety. Kiedy się śmieje, to z absurdów, oczywiście, ale także z samego siebie. Ale przede wszystkim wspaniale wspomina Selekcję i Kontynuację. I to właśnie, opis tego niebywale trudnego procesu, jest drugą największą siłą książki.
Skorpiony i czarne kominiarki
Trening SAS
McNab do Selekcji podchodził dwukrotnie. Opisuje swoją drogą do odznaki z napisem „Odważny zwycięża” niezwykle szczegółowo, a zarazem w sposób, którego nie powstydziliby się najlepszy reporteży. Wyczerpujące marsze w zimnie i ciemności, szaleni Szkoci z kurzajkami na bardzo intymnych miejscach ciała, plejada barwnych postaci, śmierć kursantów w mokrych i zimnych górach Walii… W tej książce wszystko ma swój czas i miejsce. Jest miejsce na zmęczenie, na kilka kufli zimnego Guiness’a z frytkami „na mieście”, jest miejsce na wspomnienia Debbie Harry i Kate Bush („Kiedy śpiewała w telewizji „Wichrowe wzgórza”, cała kompania krzyczała „Na stos czarownicę!” – pisze Anglik).
McNab opowiada o wyczerpującym „tańcu z górą Fan”, ćwiczeniach ze sztuki minerskiej w Malezji (do dziś trzymam się za brzuch ze śmiechu, gdy docieram do tego fragmentu) i… zaprzyjaźnionym skorpionie, którego kuple karmili mielonką. Klnąc, śmiejąc się i płacząc po trosze, McNab opisuje nie tylko drogę do bycia wysoko wykwalifikowanym operatorem jednej z najlepszych jednostek specjalnych świata lecz także swoje dojrzewanie. Tak, jako żołnierza, jak i człowieka.
Nieudane małżeństwa? Proszę. Kumple na śmierć i życie? Są. Wspomnienia Anglii czasów Margaret Thatcher? Oczywiście. „Natychmiastowa akcja” to wspaniały zapis życia społeczności wojskowej Anglii lat 70. i 80. To Anglia toczona przez kryzys i wydostająca się z niego. Anglia walcząca z IRA, jeżdżąca rozpadającymi się Golfami i Fordami Capri. Anglia, za którą McNab przysięgał oddać życie i zdrowie, co zresztą stało się podczas operacji „Pustynna Burza”. Opisywana książka kończy się w momencie wyjazdu autora do Iraku. To jednak zupełnie inna historia, którą powinien znać każdy, kto interesuje się historią jednostek specjalnych. McNab wrócił z irackiej niewoli z wieloma obrażeniami i czymś, co dziś nazwalibyśmy PTSD (ang. posttraumatic stress disorder).
Czy warto? Co za pytanie…
Dlaczego tak wiele miejsca poświęcam książce, która ukazała się 20 lat temu? Ponieważ, jak zaznaczyłem na wstępie, ta książka zmieniła mnie. To właśni historia „prostego chłopaka z Peckham” zaszczepiła we mnie zainteresowanie wojskowością i wszystkim, co z nią związane. Historia opowiedziana przez Andy’ego McNaba pokazuje, że do służby w tak elitarnej jednostce, jak SAS nie trzeba być Supermanem. Wystarczy dużo samozaparcia, zdecydowania i zakochanie w tej pracy. Bo McNab kochał, to co robi. Służba była u niego na pierwszym miejscu. Choć skrzywdził przez to co najmniej dwie swoje żony, które nie wytrzymywały ciągłej nieobecności męża i jego skupienia na kolejnych kursach. Co jeszcze cenne jest w tej książce? W mojej opinii, „Natychmiastowa akcja” jest lepsza od produkowanych hurtowo w ostatnim czasie wspomnień różnej paści żołnierzy SEAL’s ze względu na szczerość. Nie ma w niej patosu, którym epatowali Chris Kyle czy Mark Owen. Nie ma triady Bóg-Ojczyzna-SEAL’s. McNab mówi o tym, co go drażniło prosto i bez ogródek. O ciężkiej drodze do SAS opowiada w sposób bezpretensjonalny i szczery. W ten sam sposób pisze również o własnej głupocie, która sprawiła, że do Pułku nie dostał się za pierwszym podejściem. To ogromny atut. Właśnie ta prostota sprawia, że do pierwszych dwóch powieści Brytyjczyka wciąż wracam chętniej, niż do „Celu snajpera” Kyle’a czy „Niełatwego dnia” Owena. I choć dookoła relacji Anglika z patrolu, który uczynił go sławnym narosło wiele mitów, a niektórzy wręcz zarzucali mu kłamstwo, „Natychmiastowa akcja” to w mojej opinii nadal najlepsza książka o siłach specjalnych, jaka została napisana.
Jeżeli nie czytaliście, poszukajcie tej pozycji. W 1997 r. wydał ją „Świat książki”. A jeżeli czytaliście… to idźcie na półkę i jeszcze raz przypomnijcie sobie podryw na Johny’ego Dwrugrzebieniowca albo kurs minerski w Malezji, którego efektem było, że wysadzone drzewo zamiast paść na ziemię „uniosło się w górę jak rakieta i zniknęło z oczu”.
To po prostu bardzo dobra lektura.