USA wycofują swoje wojska z Syrii
Decyzja o wycofaniu amerykańskich wojsk z Syrii, walczących tam z tak zwanym Państwem Islamskim (znanym również jako ISIS, IS, lub ISIL), jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych podjętych przez prezydenta USA Donalda Trumpa. Jej ogłoszenie zostało odebrane raczej sceptycznie, zważywszy na fakt, iż siły ISIS nie zostały jeszcze całkowicie pokonane. Chociaż prawdą jest, że zdecydowana większość oddziałów zbrojnych wiernych Abu Bakrowi al-Baghdadiemu została pobita przez którąś ze stron konfliktu syryjskiego- wojska amerykańskie bądź rosyjskie, wspierany przez Iran Hezbollah, czy też oddziały wierne prezydentowi Syrii, Basharowi al-Assadowi- nadal jednak nieliczne oddziały terrorystów
z ISIS bronią tego, co zostało z ich Kalifatu.
Wiadomość o wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z Syrii spotkała się z nadzwyczajnym zaskoczeniem wielu osób, wliczając w to grono cześć doradców amerykańskiego prezydenta, oraz krytyką płynącą zarówno z domowego podwórka, jak i z zagranicy. James Mattis, dzisiaj już były Sekretarz Obrony USA, zrezygnował z pełnionej funkcji w dużym stopniu motywując ustąpienie ze stanowiska faktem odwołania amerykańskich żołnierzy z Syrii. Swój sprzeciw wyraził w liście do Donalda Trumpa, w którym zasugerował, ze zasługuje on na sekretarza obrony, którego poglądy będą w większym stopniu zbieżne z jego poglądami. Dymisja Jamesa Mattisa, czterogwiazdkowego generała z ogromnym doświadczeniem wojskowym, jest wyraźną stratą dla amerykańskiego rządu. Jednak przykład Mattisa nie wyczerpuje zasobów krytyki i wyrażania odmiennych opinii co do zasadności wycofania się z Syrii, adresowanych przez przedstawicieli amerykańskich sił zbrojnych.
Kilka dni temu Pentagon przyznał, że istnieje szansa na odrodzenie się ISIS w ciągu najbliższych kilku miesięcy, a dodatkowo generał Joseph Votel, jeden z głównych amerykańskich dowódców wojskowych na Bliskim Wschodzie, publicznie wyraził swoje, odmienne do prezydenta Trumpa, zdanie wskazując na dwa argumenty: fakt tego, iż tak zwane Państwo Islamskie nie zostało jeszcze w pełni pokonane, jak i również na to, że oddziały militarne do tej pory wspierane przez USA nie są w stanie prowadzić skutecznej walki z ISIS samodzielnie.
Decyzja Donalda Trumpa może się wydawać podobna do tej podjętej w 2011 roku przez jego poprzednika, Baracka Obamę, dotyczącej wycofania amerykańskich wojsk z Iraku. Jest jednak jeden fakt, o którym łatwo zapomnieć – Obama podjął decyzję o sprowadzeniu żołnierzy z powrotem do kraju, bo nie miał innego wyboru. Rząd iracki nie zgodził się na przedłużenie pobytu amerykańskich sił zbrojnych, co było skutkiem nieudanych negocjacji podjętych przez stronę amerykańską.
Niemniej jednak, wycofanie się z Iraku było jedną z obietnic wyborczych prezydenta Obamy, która dodatkowo pozwoliła na zaoszczędzenie całkiem sporej sumy w budżecie USA. Ponadto, władze irackie były więcej niż zadowolone z faktu pozbycia się obcych wojsk ze swojej ziemi, co może sugerować, że obydwie strony powinny być, koniec końców, zadowolone z przebiegu zdarzeń. Jednakże, wraz z powrotem wojsk amerykańskich do domu, społeczeństwo irackie straciło tarczę ochronną, osłaniającą je przed premierem Nourim al-Malikim i jego agresywną polityką, pogłębiającą podziały etniczne i religijne wewnątrz Iraku.
Na skutek rządów al-Malikiego, oraz w ramach protestu do przemocy stosowanej szeroko, często i intensywnie przez stronę rządową, młodzi ludzie, przeważnie mężczyźni, zaczęli szukać pomocy i ochrony dla swoich bliskich i siebie dołączając do różnych ugrupowań o charakterze ekstremistycznym i terrorystycznym. Jedną z takich organizacji było ISIS, więc można powiedzieć, z pewną dozą ostrożności i mając na uwadze inne czynniki, które przyczyniły się do jego rozwoju, że wycofanie się amerykańskich wojsk z Iraku było jednym z elementów, które spowodowały powstanie a następnie gwałtowny rozwój Państwa Islamskiego. Biorąc ten fakt pod uwagę i patrząc na obecną sytuację w Syrii, można nabrać złych przypuszczeń co do rozwoju wydarzeń w kraju rządzonym przez prezydenta Assada, kiedy wojska Stanów Zjednoczonych zakończą swą misję.
Na potwierdzenie tego, że przyszłość Syrii nie wydaje się być zbyt optymistyczna wystarczy przytoczyć atak terrorystyczny, który miał miejsce 16 stycznia, a więc niecały miesiąc po tym, jak Donald Trump wyjawił swe zamiary, a w wyniku którego zginęło kilkanaście osób, w tym czterech obywateli USA. Ten atak, do przeprowadzenia którego przyznali się bojownicy ISIS, pokazuje, że Syria nie jest gotowa zostać sama z problemem zagrożenia terrorystycznego ze strony IS, dokładnie tak, jak sugeruje wspomniany wyżej generał Votel.
Przemoc i terroryzm były, są i będą elementami syryjskiej codzienności, dlatego też wojska amerykańskie powinny zostać w Syrii tak długo, aż jej sytuacja wewnętrzna zostanie w zadowalającym stopniu ustabilizowana, a siły Państwa Islamskiego zostaną całkowicie zniszczone. Oczywiście mało prawdopodobnym jest wyeliminowanie wszystkich bojowników walczących w szeregach ISIS lub też unieszkodliwienie wszystkich jego zwolenników, niemniej jednak Stany Zjednoczony powinny stać na czele międzynarodowej koalicji i aktywnie brać udział w walce z ISIS do momentu, kiedy wszystkie znane komórki Państwa Islamskiego zostaną zniszczone, a także wszystkie tereny zajęte przez ISIS zostaną odzyskane tak, aby nie posiadało ono żadnej twierdzy. W przeciwnym razie istnieje ryzyko, że do odrodzenia się ISIS, bądź też powstania jego następcy, dojdzie wcześniej niż później.